Ukryte skarby ściany wschodniej - Augustów i okolice
Augustów – niepozorne miasteczko, które zawsze mijałam na trasie Wilno – Warszawa. Owszem – przejeżdżało się przez całkiem sympatyczny kanał, ale nigdy nie miałam okazji zagłębić się dalej w miasto. Tak się złożyło, że na Litwie akurat zbliżał się długi świąteczny weekend (Dzień Koronacji Króla Mendoga), ceny w litewskich sklepach szły w górę w tempie stale-szybkim, dlatego stwierdziłam, ze wypad do najbliższej „Biedronki” trzeba połączyć ze zwiedzaniem Augustowa i Suwalszczyzny. Jak zwykle, włączyłam google map, żeby ocenić, co ewentualnie można zobaczyć w pobliżu i za chwilkę miałam 4-dniowy plan wypadu do Polski Wschodniej.
Do Augustowa z Wilna mamy tylko 200 kilometrów, więc nawet bez większego pośpiechu można tam dotrzeć w 3 godziny. W Augustowie polecam świetny nocleg - https://e-turysta.pl/wczasy-pod-buda-augustow-154157.html?kl=1. Przytulne domki z ogromnym zadaszonym obszarem do grillowania znajdują się trochę dalej od centrum, przy samym jeziorku i tuż obok jednej z najlepszych smażalni ryb w mieście http://gospodarstworybackieaugustow.pl/smazalnia/. Wybór ryb jest tam naprawdę ogromny – świeżo wyłapane miętusy, pstrągi, węgorze, leszcze, sumy i inne ryby po 20 minutach znajdują się na twoim talerzu, a co najważniejsze zaraz po przyjeździe można zasiąść w przemiłej knajpie urządzonej na styl starej rybackiej chaty ulokowanej wprost na wodzie. Wiszące w środku sieci i przycumowane łodzie stwarzają atmosferę niczym z rybackich baśni o piratach.
Wieczorem wybieramy się na pierwszy spacer po mieście. Im głębiej w miasto tym bardziej się dziwię i żałuję, że nie byłam tutaj nigdy wcześniej. Z małej i przytulnej starówki kierujemy się ku kanałowi, mijamy przycumowane łodzie, liczne knajpki i bulwarem dochodzimy aż do mola i wyciągu nart wodnych. Spacer bulwarem jest przemiły, śnieżka wije wśród łagodnie spadających gałęzi wierzb, koło przybrzeżnych kaczek i łagodnie przesuwających się po wodzie statków. Miasteczko zadbane, dopieszczone, infrastruktura sportów wodnych zadowoli nawet najbardziej wymagających osobników.
Następnego dnia planujemy zwiedzenie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Pierwotnym pomysłem był spływ tratwą, ale wymieniliśmy pomysł na przebycie jednej z pieszych tras. Odbijamy od Augustowa ok 30 kilometrów i kierujemy się do leśniczówki „Grzędy”, skąd wiodą wrota w głąb parku. Otrzymujemy mapkę, płacimy za wstęp i rozpoczynamy ponad 8-kilometrową „przechadzkę”. Las jest naprawdę dziki, stary i potężny, czuć lekki dreszczyk. Ciekawym odkryciem był niespotykany dotąd rój komarów – trzeba dobrze się zabezpieczyć, bo na tych bagnistych terenach można zostać nieźle pociachanym przez zgłodniałe bestie.
Po powrocie kąpiel w jeziorku i wypad na statek. Płyniemy kanałem augustowskim, przez jezioro Necko aż do doliny Rospudy, która robi największe wrażenie. Przy zachodzącym już słońcu brzegi doliny toną w soczystej zieleni, podziwiamy nieskażoną przez człowieka, dziką jeszcze naturę. Na statku lecą stare polskie przeboje, romantyka na całego. Jest bosko.
Trzeciego dnia kolej na Wigierski Park Narodowy i przejazd wąskotorową kolejką. Wigierska kolejka turystyczna o długości 10 km biegnie wzdłuż południowego brzegu jeziora Wigry na Suwalszczyźnie. Wzdłuż szlaku, w atrakcyjnych miejscach Wigierskiego Parku Narodowego, w Puszczy Augustowskiej, niemal nad samymi brzegami Wigier urządzono przystanki widokowe: Binduga, Powały, Bartny Dół. Binduga - pierwszy przystanek kolejki położony jest nad brzegiem Wigier w miejscu, gdzie dawniej wyciągano z wody spławiane drewno. Bartny Dół - drugi przystanek z widokiem na jezioro Wigry. Krusznik - Zielona Karczma - ostatni przystanek, gdzie można napić się kawy i przekąsić. Pasą się tutaj owce, co jest ogromną atrakcją dla dzieci, które mogą karmić je trawą. Powały - przystanek nad jeziorem, położony na rozległej polanie. Niedaleko znajduje się pomost widokowy na wysokim brzegu zbiornika.
Po przejażdżce wygłodniali jemy obiad w karczmie tuż koło przystanku kolejki. Jedzenie pyszne i tanie. Zamawiamy tradycyjne dania regionalne – żurek, flaki i kartacze z …jagnięciną. Wszystko smakuje pysznie.
Na drodze powrotnej czując lekki niedosyt sprawdzam w Internecie, co jeszcze można zwiedzić w pobliżu i trafiam na najwyższy w Polsce Most w Stańczykach. Odbijamy tym razem w górę od Suwałk ku granicy z Rosją. Mosty to dwa równoległe wiadukty, każdy długi na ponad dwieście metrów i wysoki na prawie czterdzieści - rzeczywiście robią wrażenie. Nawet najwyższe świerki swymi ostrymi czubami nie sięgają koron wiaduktów.
Jeszcze miałam zamiar przejechać się przebiegająca przez miasto trasą Green Velo, niestety deszcz pokrzyżował plany i mam pretekst, żeby przyjechać tutaj jeszcze raz, co na bank uczynię.
Ostatniego dnia robimy zakupy w Suwałkach - za 350 PLN ładujemy cały bagażnik jedzenia i innych towarów. Cóż, zostaje powiedzieć I LOVE POLAND.