Neapol i wybrzeże Amalfi – jak niebo i piekło
Neapol i wybrzeże Amalfi zwiedziałam w jednej podróży z Apulią włącznie, ale warto wybrać się do Kampanii na tydzień i jeszcze popłynąć promem na jedną z pobliskich wysp, np. Capri.
Obie destynacje zwiedzałam jedna po drugiej, więc kontrast tych dwóch miejsc uderzył szczególnie. Całe wybrzeże Amalfi wygląda niczym z bajkowego snu - piękne widoki na bezkresne morze Tyrreńskie, rozrzucone na całej trasie miasteczka z kolorowymi domkami usytuowanymi na skałach. Neapol to kwintesencja chaosu - zakorkowany, głośny, tłoczny, wąski i brudny, a jednak urzeka czymś niewytłumaczalnym od pierwszego wejrzenia.
Jeśli chcesz tylko pobieżnie zobaczyć wybrzeże Amalfi, to zdecydowanie wystarczy jeden dzień. Jeśli chcesz zaś poczuć klimat małych miasteczek i leniwego Dolce Vita, warto zarezerwować tutaj chociaż trzy noclegi. My wczesnym rankiem wyruszyliśmy z południowej strony wybrzeża w kierunku Ravello i w ciągu dnia przejechaliśmy aż do Sorrento zatrzymując się na spacer w kilku miasteczkach. Na trasie wybrzeża jest aż kilkanaście miasteczek, na pewno nie warto zaliczać każdego, tylko wybrać te bardziej spektakularne: Positano, Amalfi, Ravello, Sorrento. To z pewnością wystarczy, żeby poczuć klimat. Miejsce na pewno spodoba się tym, kto lubi podróżować „na bogato”. Dla mnie minusem były rzesze turystów, chociaż nie był to jeszcze sezon., Nawet nie chcę wyobrażać, co dzieje się na parkingach i na krętej serpentynie w szczycie sezonu.
Neapol znajduje się mniej więcej w 50 km od „rajskiego wybrzeża”, więc cały region możemy spokojnie zwiedzać w czasie jednej podróży do Włoch. Z rajskiego zakątka po prostu wpadamy, jak się nam na początku zdało, do piekła. Im bliżej do centrum Neapolu tym droga jest bardziej zakorkowana, nie obowiązują tam żadne zasady ruchu drogowego. Parkujemy w pobliżu starej części miasta i po 10 minutowym spacerze znajdujemy się w wąskich uliczkach Neapolu. Przyznam, że czegoś takiego jeszcze chyba nie widziałam, chociaż trochę już podróżuję. To miasto nie ma żadnego porządku, reguł, panuje całkowita eklektyka, szczególnie w architekturze. Zadziwiła mnie ilość kościołów wepchniętych na tak małym obszarze i fakt, że są one wbudowane w domy mieszkalne. Niektórych kościołów nawet nie sposób dostrzec pomiędzy klatkami schodowymi i sklepikami. Po kilku godzinach spaceru nie dziwi mnie już nic: pełno tutaj wymalowanych w grafity ścian, w które wbudowane są ołtarzyki dla Świętych, pod którymi umieszczono kosze na śmieci. Po wąziutkich uliczkach śmigają skutery, w powietrzu sznury z suszącym się praniem, zewsząd dochodzą zapachy jedzenia. Wstępujemy na najlepszą pizzę na świecie, która jest sprzedawana wprost ze stoiska, jak nasze czeburieki i kosztuje zaledwie 1,5 euro – najtańszy nasz posiłek we Włoszech. Na koniec udajemy się jeszcze do nadmorskiej dzielnicy, gdzie rozpościera się całkiem inna, przestrzenna panorama Neapolu z Wezuwiuszem w tle.
Miasto zrobiło piorunujące wrażenie, kiedyś wrócę tutaj na dłużej.