Maroko
Luty, 2013 r.
Maroko – spełnienie marzeń o przygodach. Wycieczka, o której zawsze marzyłam – bez drogich restauracji i hoteli – wynajętym autem przemierzać nieznane tereny bez sprecyzowanego planu podróży. Tydzień w Maroku – to niesamowite wrażenia: jednego dnia można zmienić widoki zaśnieżonych szczytów gór Atlasu na piaski Sahary i spanie pod tak gwiaździstym niebem, że trudno uwierzyć w to, co jest nad głową; następnego dnia surfować nad brzegiem Atlantyku; a w kolejnych dniach zagłębiać się w ulice starego jednego z najbardziej tradycyjnych miast Maroka – Marakkeszu, który przyciąga zapachami, oszałamia kolorami, kusi tajemniczym wzrokiem zasłoniętych kobiecych twarzy.
Maroko – to kraj kontrastów – ujmuje gościnnością mieszkańców i egzotyką, tradycyjną kuchnią. Przeraża natomiast bieda na ulicach, czasem smród i brud – po powrocie można jednak docenić kontekst, w którym się mieszka. Odbyty peeling duchowy – tak można ocenić stan po powrocie z tego kraju.
Na zdjęciach uwagę przyciagali głównie ludzie - twarze, wzrok, sposób bycia...Swój niesamowity urok miały też krajobrazy: w 7 dni przemierzyliśmy ponad 1000km zaczynając od środkowego Maroka, jadąc w kierunku wschodniej Sahary, potem zataczając krąg ku wybrzeżu Atlantyku. Po drodze mijaliśmy zaśnieżone góry, przełęcze, beduinów sprzedających różne miejscowe skarby, czasem kończył się asfalt...